wtorek, 24 stycznia 2012

Nic szczególnego

(17:18) Tak, nic szczególnego nie wydarzyło się przez ostatnie dni- chyba zaczyna się rutyna:) W szpitalu na zmianę albo przyjmuję z Elizabeth pacjentów, albo pomagam w przygotowaniu położnictwa. To ostatnie zadanie jest o tyle ciężkie, że więcej się tu rozmawia niż pracuje- każdą, nawet najmniejszą sprawę, trzeba przedyskutować. Problem chyba tkwi w tym, że s.Salome nie ma do końca pomysłu jak to wszystko powinno być zorganizowane, więc zastanawiamy się gdzie najlepiej będzie postawić łózko położnicze, jaką ilość leków potrzebujemy, gdzie zamontować moskitiery- i mam wrażenie, że nie dochodzimy do żadnych wniosków, że żadna decyzja koniec końców nie jest podjęta. Tak więc na przykład wczorajszą pracę mogłabym skończyć w dwie, a nie pięć godzin, czekając po kolei na decyzję siostry,  na przyniesienie klucza, na znalezienie zeszytu do rejestracji leków, na to, aż siostra skończy z kimś rozmawiać… Jednym słowem ćwiczenie cierpliwości. Wczoraj po południu miałam mieć spotkanie z s.Joy, dzisiaj z prof.Nalią, ale oba nie doszły do skutku, więc musiałam sobie sama zorganizować czas. Wczoraj przepisywałam karty obserwacyjne niedożywionych dzieci i jestem już na finiszu, a dzisiaj oddaję się mojemu ulubionemu zajęciu, czyli gotuję. Co prawda nie znalazłam połowy składników do moich dań i muszę wszystko zgrabnie przeorganizować. Ciekawe więc co z tego wyjdzie!


(20:20) Wyszło znośne wegetariańskie curry z ryżem i stuprocentowy zakalec w moim cieście z papają. Tatusiu, myślę, że pobiłam nawet Twoje zakalce!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz