poniedziałek, 9 stycznia 2012

Zadomowiłam się

Dzisiaj zdumiewająco dobry dzień: rano pojechałam zobaczyć Maman Aroio, w końcu jest moją pierwszą pacjentką, którą samodzielnie leczę z malarii- ma się dobrze, gorączka minęła, nie ma też skurczów. A! bo nie wspomniałam chyba, że Maman jest w ciąży, a chinina działa proskurczowo na macicę, więc dostaje również przeciwskurczową papawerynę. W pracy wciąż niewiele chorych, ale na razie to dobrze, bo przynajmniej jest czas, żeby pomagać s.Salome przy położnictwie. W przychodni przyjęłam jedną pacjentkę prawie sama- bo pochodziła z Ugandy i mówiła tylko po angielsku, a w szpitalu poza mną nikt nie mówi po angielsku. Potem razem z Vale rozmawiałyśmy z s.Salome o organizacji pracy przy niedożywionych dzieciach- szczęśliwie siostra zgodziła się na wszystkie nasze sugestie bez problemu: a więc zaczynamy w czwartek z nowymi kartotekami (w starych jest taki bałagan, że nie da się tego ogarnąć), z badaniem dzieci i z zamianą chleba na gotowane jajko!!! Oby tak dalej! Przy przygotowywaniu oddziału siostra też na razie godzi się na wszystkie moje sugestie, mam nadzieję, że nie tylko  w teorii, ale też w praktyce:) Przy lunchu mieliśmy miłą niespodziankę- dzisiaj Daniele odwoził dwie siostry na samolot do Kinszasy i przejeżdżał przez Arua, gdzie wstąpił na pocztę i przywiózł mi dwie kartki bożonarodzeniowe- od Babci i Cioci! A więc poczta działa! A ja bardzo dziękuję za życzenia! Przywiózł również paczkę od Karen, która była tu wolontariuszką przez dwa lata, a w niej mnóstwo fastfoodowych, amerykańskich specjałów. Dzisiaj wykorzystaliśmy zupę brokułową- odmienne pyszności! Całe popołudnie spędziłam na odpisywaniu na weekendowe maile, których było mnóstwo oraz na tłumaczeniu strony VOICA- to akurat trudna sprawa, bo nie da się wszystkiego przetłumaczyć dosłownie i muszę improwizować. Wieczorem, po pysznej kolacji,  pośmialiśmy się razem i obejrzeliśmy film- powoli przestaję czuć się w tym domu nieswojo,  zaczyna być coraz bardziej miło!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz