środa, 11 stycznia 2012

W pracy (6)

Działo się dzisiaj w szpitalu! Przyjechała Vale zrobić test na malarię(negatywny!). Potem razem porozmawiałyśmy z Maman Clementiną o naszej wizji pracy z niedożywionymi dziećmi- bo ona je konsultuje, przepisuje leki, więc to z  nią najbardziej będę musiała współpracować. Plan jest taki, że jutro wszystkim dzieciom założymy nowe karty, żeby uporządkować dokumentację, zbadam je dokładnie, żeby znać punkt wyjścia, przepiszemy razem leki. Albo wyjdzie z tego coś fajnego, albo okaże się to jutro wielką porażką, nie do ogarnięcia…zobaczymy. Vale przywiozła też  spis rzeczy potrzebnych na położnictwo, który zrobiłam wczoraj, a dopiero dzisiaj rano w cyber cafe Dani mógł to wydrukować. Chciałam przedyskutować te rzeczy z s.Salome i Elizabeth(zwłaszcza, że ona była pomysłodawczynią niektórych rzeczy na liście), nawet zaczęłyśmy, ale przyjechała kontrola, coś jak audyt zewnętrzny, i musiałyśmy przerwać. Jak co dzień przyszła do szpitala pani, która sprzedaje owoce. Nie do końca zrozumiałam dlaczego Maman Clementina obdarowała mnie ananasem(!!!), Celestin bananami(och, to jest rewelacja- mają 5 cm długości, są bardzo słodkie i aromatyczne), Maman Maria orzeszkami arachidowymi- ale nie będę w to wnikać, bo w teraz w domu czekają na nas pyszności! Na koniec „audytu” mieliśmy spotkanie z tymi ludźmi, co powinniśmy zmienić, jakie są nasze problemy itp. Nic konkretnego, nic odkrywczego, nic co przyniesie efekt… Poprosiłam też jedną ze stażystek(nie wiem czy pisałam, że mamy 6 stażystów ze szkoły pielęgniarskiej na miesięcznej praktyce), żeby nam jutro pomogła w pracy z niedożywionymi dziećmi. Kiedy wreszcie s.Salome była wolna skończyłyśmy dyskusję nad listą rzeczy, ale nie było już Elizabeth, więc nie jestem zadowolona z efektu- dla siostry nadal nie jest problemem otwarcie położnictwa bez glukometru i ambu. Znalazłyśmy też kongijskie wytyczne leczenia niedożywienia, AIDS, konsultacji ciążowych- jestem bardzo zadowolona, bo brakuje mi tutaj podręczników, a te pochodzą z samego źródła, czyli Ministerstwa Zdrowia. Gdy wreszcie dotarłam do domu czekał na mnie zimny lunch: ryż i zielone warzywo przypominające wyglądem szpinak pomieszane z rybą. No cóż, do moich faworytów ten lunch nie należy, ale zjadłam sporo:) Potem pojechałam do Maman Aroio zawieźć jej brakujące leki- ma się dobrze, wreszcie widziałam ją jak odpoczywa. Po wieczornej adoracji jak zwykle jedliśmy z siostrami- udało mi się namówić s.Joy, żeby mi pożyczyła stetoskop pediatryczny, który widziałam w ich medycznym magazynie, jak robiłam tam porządki. Także bardzo się cieszę, bo mój wielki stetoskop nie zawsze się nadaje. W domu natomiast czekały ugotowane przez naszą nową panią banany, które Vale dostała jakieś dwa tygodnie temu, całe zielone. Myśleliśmy, że zmienią kolor i nadadzą się do jedzenia, ale to odmiana do gotowania, więc Clara poprosiła panią, żeby przygotowała je na jutro dla niedożywionych dzieci. Nie wiem też czy wyjdzie pomysł z jajkami, bo s.Salome powiedział dzisiaj, że wyjeżdża na trzy dni, a jak jej nie ma w szpitalu, to szpital nie funkcjonuje, więc pewnie nie znajdzie się jutro nikt kto mógłby je przygotować… Oj, ciekawe co nas jutro czeka, trochę się boję czy dam radę!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz