niedziela, 15 stycznia 2012

Niedziela

Och, dzisiaj pełną parą niedziela! Ponieważ wczoraj ksiądz zapowiedział, że na drugiej mszy będzie ślub, zebraliśmy się wszyscy rano na pierwszą o 6:30. Gdyby tak wczesne wstawanie nie sprawiało mi trudności, mogłabym się na nią przestawić- było przyjemnie chłodno(aż założyłam sweterek), piękny wschód słońca i rozmywająca się mgła, uczucie rześkości oraz ogólnego zapału. Po mszy spotkaliśmy się z Christianem(?), którego zauważyliśmy bez problemu w tłumie czarnych ludzi- kolejnego wolontariusza z Niemiec, który chciał zobaczyć jak wygląda u nas liturgia. Myślę, że musi mu być tu bardzo ciężko, bo mówi naprawdę parę słów po francusku i angielsku, dwa w lingala- strasznie dziwnie się tego słucha: zaczyna zdanie po francusku, kończy po angielsku. Natomiast w domu zjedliśmy pyszne śniadanie, odpisałam na maile i zabrałam się za najbardziej niedzielną czynność- gotowanie obiadu. Najczęściej w niedzielę jemy obiad u sióstr, ale mają jakieś rekolekcje i nie mogliśmy pójść, a dzisiaj jest mój dzień gotowania, więc z chęcią zabrałam się za przygotowania. Atmosfera była bardzo (po raz kolejny) niedzielna- ktoś czytał książkę, ktoś drzemał na sofie, na chwilę wpadł Orio, potem Bolingo, a ja przez 3 godziny dopieszczałam mój wyśmienity obiad: amerykańskie naleśniki a do tego sos złożony z pomidorów, kapusty, marchewki i cebuli- jednym słowem ze wszystkiego co znalazłam w domu:)  Potem była, a jakże, poobiednia drzemka i wyprawa z Vale na targ- chciałyśmy rozejrzeć się za materiałem na sukienkę, bo chciałabym, żeby Maman Aroio mi uszyła, ale nic ciekawego nie znalazłyśmy. Po kolacji graliśmy w bierki i układaliśmy puzzle. Jednym słowem dzisiaj nie robiliśmy nic:) To dla wszystkich zaniepokojonych, że ciągle pracuję i jestem wciąż zajęta- absolutnie nie, mamy czas na wszystko, jutro zacznę nowy tydzień wypoczęta i z nową energią!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz