środa, 4 stycznia 2012

No nie wiem

Nie wiem, nie wiem co zrobić, by pomóc temu dziecku z zapaleniem płuc. Dzisiaj w Kongo kolejne święto- wyzwolenia kogoś tam przez kogoś tam, sami lokalni nie wiedzą dokładnie o co chodzi- szpital nie pracuje, więc pojechałam je zobaczyć. Nadal ma gorączkę, trzeszczy, świszczy-dostaje dwa antybiotyki, chininę, paracetamol i hydrokortyzon, a mamie nie udało się kupić salbutamolu w syropie. Tak więc dzisiaj po raz pierwszy wynalazłam sposób na radzenie sobie, gdy nie ma się niczego pod ręką. Mamy salbutamol dla dorosłych, aerozol wziewny, oczywiście czterotygodniowe dziecko nie zrobi skoordynowanego wdechu z psiknięciem leku, więc zrobiłam z s.Josephiną taką tubę z 1,5-litrowej plastikowej butelki, do której dałam trzy dawki salbutamolu i dziecko się poinhalowało. Byłam mile zaskoczona, że siostra mnie nie wyśmiała, ba, nawet pomogła mi znaleźć butelkę. No i wyobraźcie sobie mnie tłumaczącą po francusku o co mi chodzi! Po południu pojechałam znowu do szpitala, żeby pokazać kolejnej pielęgniarce jak się robi „inhalację”, bo się zmieniały po południu- jakiegoś widocznego efektu nie było, ale podobno dziecko się odgorączkowało. Podobno- bo nie miałam termometru w ręku i nie widziałam, a już się nauczyłam, że jak czegoś tu nie widzę to znaczy, że tego nie ma. No cóż, zobaczymy jutro…Po południu pojechałam też do biblioteki pouczyć się francuskiego, bo w domu strasznie głośno i ciężko się skupić. W międzyczasie czułam się kiepsko, nie wiedziałam co mi jest, ale teraz już wiem, że zaczyna mi się przeziębienie- zobaczymy jak sobie z nim tu poradzę: bateria leków wzięta, jest 21 a ja już grzecznie w łóżku, tylko ta jaszczurka na ścianie nieznacznie mnie niepokoi:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz