piątek, 13 stycznia 2012

Twister!

To naprawdę zdumiewające- jak tylko s.Salome wyjeżdża, praca w szpitalu zamiera. Nie było nikogo kto mógłby otworzyć aptekę, więc nie udało mi się przygotować leków na położnictwo. Jedynym plusem było to, że skończyłam punktualnie, bo o 14 byłyśmy z Vale umówione na spotkanie. Jakiś czas temu Vale, dzięki temu, że pracuje w również w piekarni, gdzie przychodzi mnóstwo ludzi, poznała wolontariuszy z Niemiec, którzy przyjechali tu z ramienia misji protestanckiej (nawiasem mówiąc gigantyczne Aru ma chyba jakieś szczęście: wiem, że są tu również misja ewangelicka, muzułmańska, świadkowie Jehowy, nawet Japończycy wybudowali tu swoją szkołę i pewnie to jeszcze nie wszyscy). Jeden z nich, Marcus, jest optykiem. Natomiast dziecko siostry Jeana de Dieu, Jeanne, ma wrodzony jednostronny zez, który Vale zauważyła podczas jednej z wizyt u Jeana. Zorganizowała więc konsultację i miałyśmy pojechać razem. Myślałam, że to oczywiste, że pojedzie z nami mama, ale nie miała roweru, więc musiałyśmy same zabrać Jeanne.  Mała oprócz tego, że jest rozkosznym dzieckiem i również odważnym, skoro nie bała się jechać z dwiema białymi,  co chwilę zsuwała się z siodełka, musiałyśmy się zatrzymywać i ją poprawiać- dostawałyśmy głupawki, było strasznie śmiesznie, na koniec nawet Jeanne się śmiała. Jechałyśmy do Anji- to taka „dzielnica” Aru, zagospodarowana przez protestantów, trochę na uboczu jest tam szpital, kościół, szkoły. Marcusa znalazłyśmy bez problemów, wreszcie ktoś kto mówi po angielsku, zajął się Jeanne bardzo fachowo, nawet zadawał jej pytania co widzi w lingala! Jednak nie oczekuję na oszałamiające efekty, bo w grę wchodzą jedynie okulary korekcyjne, a u 3,5-letniego dziecka z zezem u nas  robi się operację. No, ale nie możemy nic więcej zrobić,  jedynie spróbować. Myślę też, że poznaliśmy nowych znajomych, bo ci wolontariusze są trochę odcięci od świata, pracując tylko na swoim obszarze i Marcus bardzo się ucieszył, jak mu zaproponowałyśmy, żeby kiedyś odwiedził dom VOICA i zobaczył jak funkcjonujemy, czym się zajmujemy. Mam nadzieję, że kiedyś przyjdą, bo dobrze by było rozszerzyć krąg znajomych! Po południu mieliśmy „spotkanie formacyjne”- s.Joy była bardzo zmęczona i przyznała się, że trochę jej się dzisiaj nie chce więc graliśmy w bardzo energetyczną grę Twistera. Polega to mniej więcej na tym, że losuje się gdzie postawić prawą nogę, lewą rękę itp. Jak na planszy jest piątka ludzi, to wychodzi z tego niezły galimatias, mnóstwo śmiechu, wygrywa ten, kto najdłużej wytrwa bez upadku zmieniając co kolejkę rękę czy stopę. Polecam:) Na kolację zjedliśmy pyszne zapiekane bułeczki z masłem czosnkowym i wczorajszą wyśmienitą zapiekankę Vale z ziemniaków, bakłażanów, kapusty i marchewki. Wieczorem natomiast dopełniając w pełni piątkowego relaksu obejrzeliśmy „Sekretne życie pszczół”- jeden z nielicznych dostępnych tutaj  filmów, których jeszcze nie widziałam. Polecam również:)

1 komentarz:

  1. Gośka, tyle się u Ciebie dzieje:) Z zapartym tchem czytam zawsze twoje wpisy, ostatnio opowiadałam też mamie jak tam sobie radzicie z różnymi rzeczami:) Ściskam Cię mocno Dzielna Lekarko:):):)

    Asia Sz.

    OdpowiedzUsuń